Tu, gdzie teraźniejszość łączy się z przeszłością, osiołek konkuruje z samochodami, tradycyjnie ubrani Beduini czy Chasydzi przechodzą obok swobodnie ubranych turystów, tu, gdzie mieszają się religie, tu, na tej Ziemi Bóg przemawia do wszystkich.
Tu, gdzie teraźniejszość łączy się z przeszłością, osiołek konkuruje z samochodami, tradycyjnie ubrani Beduini czy Chasydzi przechodzą obok swobodnie ubranych turystów, tu, gdzie mieszają się religie, tu, na tej Ziemi Bóg przemawia do wszystkich.Nie sposób zamknąć w kilkunastu zdaniach tego czym jest Ziemia Święta, jeszcze trudniej wyrazić doświadczenia jakie człowiek przeżywa pielgrzymując śladami Jezusa i pozostałych bohaterów kart Pisma Świętego. Niemniej, mając za sobą już setki godzin spędzonych z pielgrzymami na szlakach przecinających te Ziemię wzdłuż i wszerz mogę śmiało powiedzieć, że jest pewna postawa, która rodzi się u każdego, kto miał okazję zobaczyć ją na własne oczy.
I tutaj trzeba wspomnieć postać niezwykłą, której działalność na trwałe odcisnęła się w historii tej Ziemi – Antonio Barlucciego, architekta budującego kościoły w bardzo wielu ważnych miejscach w Ziemi Świętej. To właśnie jego działalność, zaangażowanie, a przede wszystkim niesamowite wyczucie sacrum sprawiają, że to co towarzyszy wielu pielgrzymom, zwłaszcza w Galilei, to zaskoczenie.
Po pierwsze zaskoczenie tym, że kościoły w miejscach opisanych w Piśmie Świętym są z reguły XIX i XX wieczne. Każdy kto udaje się na pielgrzymkę do Ziemi Świętej oczekuje jakiegoś świadectwa czasów, wspaniałych budowli, imponujących wykopalisk archeologicznych, milczących świadków wydarzeń, które znamy z kart Pisma Świętego. Tymczasem pielgrzym otrzymuje budowle dość nam współczesne, nieraz mające niewiele z rozmachem, schowane gdzieś pomiędzy drzewami czy pagórkami lub zasłonięte wysokim murem. To dość częsty fenomen, choć nie dominujący.
Druga kwestia, która uderza od pierwszego dnia to zwyczajność. Co pod tym rozumiem? Otóż, gdy ktoś wybiera się do Rzymu, i zastanawia się jak wygląda Bazylika Świętego Piotra, to, gdy w niej stanie doznaje olśnienia. Po prostu rzeczywistość przerasta najśmielsze oczekiwania. Tu jest całkowicie odwrotnie. Uderza to zwłaszcza w sanktuariach w Galilei, choćby na Górze Błogosławieństw. Tam trzeba długo przekonywać wewnętrznie samego siebie, że to miejsce jest ważne. Miejsce, w którym nauczał Chrystus. Miejsce, którego dotykam.
I może właśnie to zaskoczenie i zwyczajność są największym bogactwem jakie każdy pielgrzym otrzymuje zaraz na początku swojej pielgrzymiej drogi. Fakt, że wszystko jest „nie takie jak sobie to wyobrażaliśmy” otwiera, by na nowo usłyszeć to co Bóg ma nam do powiedzenia, by na nowo spojrzeć na teksty Pisma Świętego, które niejednokrotnie znamy na pamięć i dostrzec, że tak naprawdę niewiele z nich pojmujemy. Nagle niewiele nam mówiące nazwy jak Jerozolima, Nazaret, Cafarnaum, Góra Tabor zaczynają nabierać konkretnych kształtów, przestają być obce, przestają być anonimowe. Z każdym odwiedzonym miejscem, z każdym wysłuchanym fragmentem Słowa Bożego stają się coraz bardziej „nasze”.
Gdzieś natomiast pomiędzy tym wszystkim, pomiędzy kolejnymi punktami programu, kolejnymi dniami pielgrzymki, kolejnymi miejscami, które „trzeba koniecznie zobaczyć”, Bóg nieustannie przemawia do naszego serca. Czasami go słyszymy, czasami dopiero po czasie zdajemy sobie sprawę, że mówił do nas i zapalał w nas przedziwną miłość do Ziemi, która uczy o Jego Miłości do każdego z nas. I jakoś tak miło usłyszeć na pożegnanie słowa zaczerpnięte od wyznawców judaizmu – „do zobaczenia za rok w Jerozolimie”, bo już wówczas w sercu rodzi się pewność, że kiedyś się tutaj na pewno będzie chciało wrócić.
Ks. Tomasz Pasławski